Zmierzch świateł…

Listopad… Niedawno w jakimś programie informacyjnym mówili, że listopad to najbardziej przygnębiający miesiąc w roku. Zaczęłam się nad tym zastanawiać, ponieważ nigdy nie myślałam o listopadzie w tych kategoriach. Dla mnie listopad jest miesiącem światła, nastrojowego światła, które rozpoczyna ten miesiąc o zmierzchu 1 listopada…

Odkąd pamiętam, zawsze lubiłam wieczorem chodzić na cmentarz w dniu Wszystkich Świętych (1 listopada) i w Dzień Zaduszny (2 listopada). Pięknie przystrojone groby, blask bijący od zniczy świecących się na mogiłach… Lubiłam też przyglądać się modzie, jaka co roku zmieniała się w kontekście kształtu i kolorystyki zniczowej, jeśli mogę tak rzec. Kiedy byłam dzieckiem, niemalże wszystkie znicze były bez „nakryć”, teraz standardem jest to, iż wszystkie znicze mają nakrycia, różnią się natomiast kolorem, kształtem i ornamentyką. Jednakże jedna rzecz się nie zmieniła – światło, jakie otula kwiaty stojące na grobach. I ta nastrojowość, jaka sprawia, że wiele osób z chęcią spędza czas, zwłaszcza o zmierzchu, w tych dniach, spacerując cmentarnymi alejkami.

dsc_0367

Dla mnie od kilku lat początek listopada ma bardzo osobisty wymiar i patrzę nań w inny sposób niż kiedyś. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal lubię przyglądać się światłu zniczy, które sprawia, że nastrój na cmentarzu ma w sobie coś wyjątkowego. Nie bez powodu wielu z nas nazywa światło zniczy światłem pamięci lub światełkiem pamięci. Zapalając znicze, podkreślamy pamięć o tych, którzy byli i nadal są nam bardzo bliscy, lecz fizycznie nie ma ich już z nami.

dsc_0375-001

W tym roku po raz pierwszy wzięłam ze sobą aparat fotograficzny na cmentarz i zrobiłam kilkanaście zdjęć świecących się zniczy. Szanując powagę miejsca, w jakim jestem, oraz zadumę, w jakiej wiele osób było pogrążonych, modląc się przy grobach bliskich, podczas robienia zdjęć nie używałam lampy błyskowej. Chciałam być (i myślę, że to się udało) jak ktoś praktycznie niewidoczny, a obiektyw aparatu miał jedynie uchwycić ten szczególny nastrój, jaki jest na cmentarzu właśnie na początku listopada, zwłaszcza w momencie, kiedy zapada zmrok. I nieskromnie mówiąc, myślę, że mi się to udało.

dsc_0361-002

To moje ulubione zdjęcie, również ze względów osobistych. Światło znicza ma w sobie coś rozgrzewającego. Posłużę się nawet metaforą, że jego ciepło może roztopić najbardziej skute lodem serce. Dlaczego? Ponieważ na cmentarzu dotykamy ostateczności. Tego, co każdego z nas czeka – śmierci. Jednakże jest to tylko i wyłącznie śmierć fizyczna, umiera ciało. Dusza ludzka pozostaje i przechodzi do wieczności. Non omnis moriar (nie wszystek umrę), jak napisał kiedyś Horacy. Nasi bliscy będą zawsze żyć w naszej pamięci, w naszych sercach, we wspomnieniach, w zdjęciach. Oni ciągle są obecni w naszym życiu, tylko w innej formie – nie fizycznej, ale duchowej. Pamięć serca nie umiera nigdy. NIGDY.